czwartek, 26 lutego 2009

Paluchy mi zmarzły jak wracałam do domu, bo na lodowisku nie było mi zimno. Dzień zapowiadał się kijowo, ale oto teraz, moi Drodzy, siedzę przed ekranem kompIutera i spisuję właśnie dla Was tę kronikę. Niech pozostanie ona dla potomnych, niech wiedzą, jacy wspaniali przodkowie żyli przed nimi, ha! Niech korzystają z dorobku! Albo nie - niech lepiej sami coś robią, bo z wikipedii to każdy sobie może :P
Kontynuując, łyżwy też zaczęły się kijowo, bo pożyczyłam od M. jej sprzęt w głębokim przekonaniu, że nie dość, że wyjdzie mi na tym taniej, to jeszcze, że będzie mi się lepiej w nich jeździło. G-prawda. No ale po zmarnowaniu pół godziny wypozyczyłam. No i potem szło w miarę lepiej :)
No i oczywiście soczyste i serdeczne podziękowania kieruję w stronę H., któremu się dziwię niemiłosiernie, że wytrzymał z taką kaleką i że jednak nie wyciągnął siekiery, bo ja bym siebie już dawno zaciukała ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz