piątek, 5 marca 2010

Pisałam dokładnie miesiąc temu. Miałam dzisiaj poprawkę z literatury, ale poradziłam sobie jakoś, głównie dzięki łasce dr W. Jestem chora - cieknie mi z nosa niemiłosiernie, boli mnie głowa, mięśnie, tracę nawet wenę twórczą, eeee, dawno chyba już straciłam. Idę chyba spać...

piątek, 5 lutego 2010

Fakt, że zaglądam tu bardzo rzadko ostatnio wcale nie umniejsza mojej chęci istnienia na tym blogu, istnienia w sensie czysto literackim - odczuwam potrzebę pisania, którą muszę jakoś zaspokoić, musi ona znaleźć jakieś ujście, którym staje się dla mnie ten portal... Mniejsza. Co u mnie, tak 'na teraz'? Nic ciekawego w sumie, sesja i te sprawy, jestem cholernie zmęczona tym wszystkim, nawet Wredny jakoś ostatnio rzadziej pisze i trochę smutno mi z tego powodu. Rozumiem to, że jest zmęczony i sfrustrowany pracą i sytuacją ogólną, ale też chcę mieć go chociaż w tym głupim smsie...
Nie wiem, zresztą, jak w końcu będzie z moim bytem uczelnianym, mam nadzieję, że w końcu będę miała na tyle odwagi, by kompletnie i całościowo w końcu wyklarować tą całą głupią sytuację, wygenerować z niej jakikolwiek ład i porządek...
Bolą mnie nadgarstki, oczy, spać się chce, jutro do pracy i nie mam siły po prostu, żeby chociaż podrapać się po tym moim głupim tyłku.
No i nie mam pojęcia, co pocznę, jak wyjedzie. Czy JA wytrzymam, czy ON wytrzyma, czy się nie wypali, czy to ma sens, czy warto czekać... Nie chcę składać żadnych obietnic ani ich otrzymywać, zeszły okres czasu od maja do lipca był (i nadal jest) doskonałym przykładem, dlaczego tego nie chcę. Boję się niekonsekwencji zarówno z mojej, jak i z jego strony...

Siedzę teraz w kafejce internetowej w czytelni. Muszę za chwilkę kończyć, czas się powoli kończy. No i ten głupi Operator wysyła jakieś bezsensowne smsy o promocjach, jakbym nie miała nic innego do roboty, tylko odczytywać te bzdurne obietnice lepszej materialnej przyszłości, której, powiedzmy sobie szczerze. wcale nie mają w zamiarze realizować.

O.