czwartek, 10 grudnia 2009

...zobaczę się dzisiaj z Wrednym. Wiedziałam, że nie wytrzymam do soboty. Niekonsekwencja, ale przede wszystkim z jego strony, bo on mi to dzisiejsze spotkanie zaproponował. Z mojej też, żeby nie było. Nie mogło być takiej siły, żebym się na to nie zgodziła albo coś. Jakoś dziwnie mi to brzmi - odmowa spotkania z Nim. Wulgarnie nawet. Trochę.

Jakoś dziwnie po prostu zależy mi na tym człowieku. Jakoś tak dziwnie nie mogę się bez Niego obyć. Przeżyć normalnego dnia, w którym rytm wyznaczają mi rutyniczne już czynności - pobudka o 5.58, kawa, siku, śniadanie, mycie, ubieranie, sprint na autobus, zajęcia, czasem ich olewanie, powrót, spanko. To wszystko 'zwykłe', nabiera jakby 'niezwykłości', reguluje się, przewartościowuje i nabiera nowego znaczenia, bo mam się zobaczyć z Nim, więc muszę zrobić to wszystko, żeby w pełni świadomości i braku sił (!) cieszyć się Nim, tak pięknie zupełnie, tak pięknie rzeczywiście.

Raaju, jakie to dziwne...