sobota, 28 lutego 2009

sonne.

Dzisiaj jest takie piękne słońce, że musiałam rzucić czapkę w kąt i wystawić moje lico ku niebu! :D Wiosny! - krzyczę - WIOSNY! Tylko tego mi teraz brakuje - słońca, zieleni, spacerów nad zalew, biegania, czytania w parku... No i pływania jeszcze, ale to dopiero w lato. Do tego przeraża mnie myśl, że mam iść na studia... Ja nie chcę być dorosła! Znaczy chcę, ale jeszcze nie teraz; i tak zawsze będzie we mnie siedziało dwoje dzieci - te wystraszone i 'straumatyzowane', ale też te dziko radosne, tak szczere w swojej dziecięcości... :) To Pierwsze czasem się odzywa, daje o sobie znać, ale szybko znika, gdy pojawia Drugie... a i Dorosły czasem się odzywa, coraz częściej daje o sobie znać i z taką też determinacją zostaje zagłuszany przez Jedno albo Drugie... Jednak w końcu wyjdzie na wolność i o Dzieciństwie pozostaną tylko mgliste wspomnienia i czytanie Schultza. No i sny - surrealne i tak pięknie nierzeczywiste. I tylko ich, tak prawdę powiedziawszy, nikt nie skradnie... :)

Pracowicie poznaję nowy miuzik i bardzo mie siem podoba :D

piątek, 27 lutego 2009

brrrrum bum bum.

Kostka mię boli jak diabli :( ale przejdzie, za jakiś czas. Dzisiaj żem zrobiła małą rundkę po mieście w celu odwiedzenia Div***e i złożenia reklamacji na cudowną, czerwoną torbę, w której zaczęła mi się odrywać rączka. Wyszło na to, że nie opłacałoby się jej zszywać, więc dostanę zwrot pieniążka. A szkoda, tylko dwa tygodnie się nią cieszyłam (ale kupię sobie nową i w tym samym sklepie ^^). Poza tym, nienajlepiej czułam się rano - jakoś tak słabo mi było i zbladłam jak ściana (dosłownie), więc przesiedziałam godzinę próbując w miarę dojść do siebie. Już po matmie mi się polepszyło. Nie, to nie była zasługa Cezarego, chociaż, jak powszechnie wiadomo, ma on NIEzwykle i NIEprzeciętnie NIEodparty urok xxD

Członkini zespołu DOwN-a (czyli ja :D) zrobiłam sobie dzisiaj drugą dziurę w chrząstce. Nie bolała tak, jak pierwsza, zresztą, lepiej się zagoi, bo kosmetyczkowe goiły mi siem długo i nieprzyjemnie.

No a H. ma złamany nadgarstek (tak wynika z jego opisu). Współczuję i pozdrawiam Cię serdecznie, Dziecię Wojny i Okopu :)



Piosenki na dzisiaj: Farben Lehre "Atomowe Zabawki" i System Of A Down "Aerials" (kocham!).

czwartek, 26 lutego 2009

Paluchy mi zmarzły jak wracałam do domu, bo na lodowisku nie było mi zimno. Dzień zapowiadał się kijowo, ale oto teraz, moi Drodzy, siedzę przed ekranem kompIutera i spisuję właśnie dla Was tę kronikę. Niech pozostanie ona dla potomnych, niech wiedzą, jacy wspaniali przodkowie żyli przed nimi, ha! Niech korzystają z dorobku! Albo nie - niech lepiej sami coś robią, bo z wikipedii to każdy sobie może :P
Kontynuując, łyżwy też zaczęły się kijowo, bo pożyczyłam od M. jej sprzęt w głębokim przekonaniu, że nie dość, że wyjdzie mi na tym taniej, to jeszcze, że będzie mi się lepiej w nich jeździło. G-prawda. No ale po zmarnowaniu pół godziny wypozyczyłam. No i potem szło w miarę lepiej :)
No i oczywiście soczyste i serdeczne podziękowania kieruję w stronę H., któremu się dziwię niemiłosiernie, że wytrzymał z taką kaleką i że jednak nie wyciągnął siekiery, bo ja bym siebie już dawno zaciukała ^^

środa, 25 lutego 2009

potrafimy ogień wzniecić

Spać się chce niemiłosiernie mimo zażytej już dawki kofeiny (czarna kawa bez cukru). Dzisiaj jest Środa Popielcowa - ważny jakże termin dla wierzących, do których, wprawdzie od niedawna, ale się zaliczam. Czyli środa postna :( ale ja już się najadłam ^^

Odrabiam z woku, całkiem ciekawą pracę domową nam zadała. Swoją drogą, zaczynam żałować, że nie zmieniłam tematu na prezentację z polaka, bo pr. dom. z woku uświadomiła mi, że jednak chyba łatwiej byłoby zrealizować temat dotyczący znaczenia tytułów :P Jakżem zrozpaczona, ach, jakżem strasznie zrozpaczona! Sromotna klęska moja uwydatni się podczas matury ustnej z ojczystego języka... WSTYD! SROM! HAŃBA! By tak rzec, życie lubi płatać okrutnie okrutne figle i podśmiewa się tam z nas, a co! A my jak te kukły albo jak Chochoł u Wyspiańskiego.

Jutro łyżwy :) Baju w raju.

sobota, 21 lutego 2009

jeszcze raz...?

Naprawdę nie mam ochoty nic pisać. Nie dzisiaj. I nie wiem, kiedy teraz napiszę.




.

piątek, 13 lutego 2009

13-tego wszystko zdarzyć się może.

Oooch, jakże mięśnie mnie bolą, jakże promieniuje ból ten od nóg aż po same plecy, ooo! Nie trzeba było tyle łazić po mieście i ot, nauczka! Chyba nerwica mi wraca - czuję się czasami masakrycznie, tak jak dzisiaj na przykład i nie wiem czemu... Nie mam aż takich poważnych powodów do stresu, więc czemuż to, och, czemuż się pałętasz po organizmie moim Ty wstrętna nerwico! Ja cię jeszcze, kochaneczko, 'zmietę' z ziemi powierzchni, mam na Ciebie haka :D Poza tym, to dzisiaj jest piątek trzynastego i, oczywiście, nie jest pechowy - prztyczek w nos wszystkim przesądnym, którzy swój los uzależniają od tego typu bzdur. Co ma, na przykład, taki czarny kot do naszego życia? Ot, przebiegł sobie - może do małych, które zostawiła (!) głodne i spragnione w jakimś tajemnym miejscu (ten niezawodny instynkt macierzyński!) albo szuka sobie tłustych i bardzo pożywnych, bogatych w różne ważne dla kota wartości odżywcze myszy, albo za potrzebą sobie kotek biegnie, bo ma swoje ulubione miejsce... A co ma, spytam jeszcze, piątek trzynastego? I czemu piątek a nie, na przykład, środa? I czemu akurat trzynastego, hm, hm, HM? Dowody proszę, dowody! I konkretne argumenty! A ja tymczasem pójdę przygotować strawę cielesną do pomieszczenia kuchennego, następnie przejdę do pomieszczenia 'spalnego' ^^ i przygotuję strawę kulturalną, zaś potem przemieszczę się w kierunku pomieszczenia łaziennego dokonać aktu higienicznego sabotażu. Stamtąd w stanie totalnej kapitulacji udam się ponownie do pomieszczenia 'spalnego', by zażyć odnowy w pudełku zwanym wyobraźnią (VIVAT HERBERT!!!).
Narka ^^

wtorek, 10 lutego 2009

aromatyczna sycylijska pomarańcza

A mi cały czas po głowie Ella Fitzgerald ze wspaniałym "Misty Blue". Kupiłam dzisiaj za 3 symboliczne złocisze piękny, czerwony kubek z krowami :D Po prostu nie mogłam się oprzeć, nawet jak się okazało, że to kubek dziecięcy ^^ No i herbatę o nazwie "Sycylijska Pomarańcza". Bardzo, ale to bardzo aromatyczna (mmm, jak mi teraz pachnie w pokoju :).

W piątek kulig klasowy, a jutro łyżwy, a potem Piwiarnia z Em.
Ty mój chodzący LOLu :D

poniedziałek, 9 lutego 2009

Eluana Englaro nie żyje.

To jest piękne i wzniosłe, no i szczerze mówiąc, niebywałe w czasach, gdy eutanazja i aborcja 'skracają' albo 'niwelują' cierpienie i ludzką odpowiedzialność za nie, że rząd włoski tak bardzo chciał uchronić tą kobietę od śmierci... Ludzie - nikt nie daje nam prawa decydować o życiu innych!!! Nikt mi nie wmówi, że to akt humanitaryzmu uśmiercić człowieka! Przyznaję się, że nie jestem w stanie wyobrazić sobie cierpień tych ludzi, ale niektórzy potrafią cierpieć z godnością, a nie tchórzliwie wyczekiwać śmierci z czyichś rąk. A może Eluana chciała żyć, mimo, że była w stanie wegetatywnym? Ja Wam wszystki coś powiem - to cholerne wygodnictwo każe nam zabijać. Bo się przyzwyczailiśmy, że to, co niewygodne dla naszego własnego tyłka, możemy wyrzucić do śmieci, skutecznie 'zlikwidować' i więcej się tym nie przejmować. Znieczulica, jak pisał Różewicz. Cholerna Z-N-I-E-C-Z-U-L-I-C-A. A nie żaden akt humanitaryzmu, bo w zabijaniu nie ma żadnego humanitaryzmu. To tylko ładne słówko na opisanie czegoś, co tak naprawdę w sobie nie zawiera; na usprawiedliwienie swojego wygodnictwa.

Nie mam pojęcia, jak sama bym się zachowała, gdyby mnie dotknęło takie cierpienie, ale pewnie ofiarowałabym je Temu, Który we mnie Wierzy, mimo, że jestem tak słaba. Ale zdania nigdy nie zmienię - mord, to zawsze mord.

urazy głowy i inne takie.

Dzisiaj, oczywiście jakżeby inaczej, spóźniłam się na matmę. Pierwszy dzień po feriach i od razu spektakularnie rozpoczęty ^^ Zaniedługo położę się na jakąś godzinkę i zasnę, a potem zacznie się rzeźnia... Czas najwyższy, w końcu nikt za mnie się nie nauczy (z jednej strony szkoda, ale z drugiej jak najbardziej słusznie dobrze, że nie).
Mięśnie bolące, spać chcące.

No i nie cierpię, gdy ktoś nie jest konkretny w tym, co mówi lub robi. Strasznie mnie to denerwuje.

Em, czekam z niecierpliwością na nasze łyżwy :D :***

niedziela, 8 lutego 2009

Im więcej wiem, tym, tak naprawdę, wiem coraz mniej... Ale nie przeraża mnie to - wręcz przeciwnie: zachęca do kontynuacji, tworzenia pewnej ciągłości tego, co już kiedyś zaczęłam; jednak to nie może być taka zwyczajna, zrutynizowana ciągłość. Być może się taka wydaje, ale gdy spojrzy się głębiej, widzi się, że z każdym najmniejszym kroczkiem przynosi coś zupełnie nowego, świeży powiew ekscytacji, ulotnej, ale wspomnienie o niej daje ulgę i chęć do dalszego działania. Nie cierpię stagnacji, takiej bezsensownej, nudnej, bezczynnej; chyba, że narzuciłam sobie takową z jakiegoś ważnego powodu. Dlatego cieszę się na ten aktywny czas przedmaturalny (nauczę się pewnie więcej niż przez trzy lata bycia w ogólniaku ^^).
Latam po domu w dżinsach, czarnym t-shircie z Che Guevarą i narzuconej na to czerwonej koszuli. Niemodnie, ale bardzo wygodnie. Zresztą ci, którzy mnie znają wiedzą, że modę mam w... głębokim poważaniu ;)


Piosenka na dziś to "Misty Blue" Ella Fitzgerald.

sobota, 7 lutego 2009

your eyes are hunting me

Nie tylko oczy... Ciało, dusza, tamto wieczorne zwierzenie. Może kiedyś do Ciebie dołączę? Jako jeden z największych sukcesów. Prześladowco. Senny. No i trochę już mityczny...

Byłam wczoraj u E. Wcześniej byliśmy z Cieciem na łyżwach no i E. też się udało na to namówić :D Cieszyła się, że poszła na łyżwy z synem. Dzisiaj też mi się bardzo chce!!!
No i dzwonił K.K. Rozmawialiśmy ponad 15 minut. Spytałam się, czy nie będzie dużo płacił, w końcu dzwonił za granicę, ale wyszło na to, że tam wychodzi taniej niż w Polsce ^^ Uspokoił mnie, wyjasnił moje wątpliwości. Czekałam na ten telefon. Z nim potrafię o tym rozmawiać, bo wiem, że nie każdy by mi uwierzył. W skrócie: mam o siebie dbać. Wystarczy, że ja wiem, o co chodzi.

Dziękuję :)

czwartek, 5 lutego 2009

pospieszne jak dym i lotne jak cień.

Rozmowy o miłości, a raczej o zdolności do dawania. O marzeniach, nadziejach z nią związanych. O smutkach i radościach. O rozczarowaniach. O czekaniu. O tym, jak ją złapać; o tym, jak ją zatrzymać. O tym, jak ją rozwinąć. O tym, jak jej nie zgubić.
Zagalopowałam się troszkę. Mój Prince Charming czeka, ale nie wiem, na co. No i jest daleko. Za siedmioma górami, lasami, morzami...
Once time upon there was a little house near the forest where Martamentowa and Prince Charming lived.
Ciekawe, jaki będzie dalszy ciąg tej bajędy (bo ciężko jest mi używać słowa 'bajka' w odniesieniu do życia).

Dieta bogata w błonnik, potas, magnez, żelazo, białko, tłuszcze omega 3. Zero soli. Twórcze rozwijanie swoich możliwości. Skłonności do koloryzowania ^^"

...?

Żyjemy w znakach zapytania. Miałam iść dzisiaj z T. do Piwiarni, ale on nie może. Nic nie szkodzi, sama pójdę, muszę gdzieś wyjść, bo zwariuję... Jestem cholernie poddenerwowana ostatnio i niespokojna.
Nie chce mi gg załadować, nie mam pojęcia czemu. No i jadę jutro albo pojutrze do Sobolewa.

Motto na dziś: "Starman" David Bowie.

wtorek, 3 lutego 2009

...gwiazdy gasną.

Czuję się czasem jak kretynka. Doradzam w najlepsze i pocieszam pary, a sama nie potrafię nikogo sobie znaleźć. Będę starą frustratką, która będzie wydawać pieniądze na karmę dla 15 kotów, herbatę i biszkopciki (jak w Monty Pythonie). Chodzi mi po głowie od jakiegoś czasu Seweryn Krajewski "Wielka Miłość". Fajna by taka była... Nie, 'fajna' to takie puste słowo. Może budująca? Energizująca? Nie wiem.
Mój Jeden Jedyny daleko. Zresztą, chyba nie ma szans na cokolwiek, nawet gdybyśmy się spotkali na studiach albo tak gdzieś. Cholerna idealistka. Muszę sobie znaleźć nowego Prince Charming. :P
Co jakiś czas w telewizji publicznej puszczają jakieś głupawe thrillery psychologiczne. W typowo amerykańskim domu typowo amerykańska niepełna rodzina (typowo amerykański ojciec z typowo amerykańską dwójką dzieci) wiedzie sobie typowo amerykański żywot, zapraszając do domu typowo amerykańskie frustratki z typowo amerykańskimi zaburzeniami typowo amerykańskiej osobowości... DOŚĆ! Po typowo amerykańsku: "Stop this nonsens, Henry!".
Smutno mi dziś...

poniedziałek, 2 lutego 2009

Pamiętam jeden taki dzień, gdy nauczyłam się pisać i bardzo chciałam prowadzić pamiętnik albo dziennik, bo czytałam dużo, że inne dziewczyny też prowadziły ten swoisty rodzaj korespondencji z samą sobą. Nie wiedziałam wtedy jeszcze na czym to polega, wiedziałam jedynie tyle, że na pisaniu, więc usiadłam w jakiś ładny, słoneczny dzień przy oknie i spisywałam wszystko, co się za nim działo. Potem prowadziłam pamiętnik mając lat 12, ale spaliłam go, jednak późniejszych już nie paliłam, mam je do dzisiaj :)

z tych króciutkich wskrzeszeń

Zimno mi! No a poza tym, to zrobiłam już plan prezentacji, teraz tylko muszę znaleźć źródła, z których będę korzystać, a przy tym temacie może być z nimi problem :/ No nic, jak zwykle jakoś sobie poradzę :D
Czekam dzisiaj z niecierpliwością na spotkanie z dawno niewidzianą twarzą. Stare dobre czasy, ech... No i oczywiście czekam, aż mój kochany Rudzielec przyjedzie w końcu z lajkonikowego miasta, gdzie po jakimś czasie hejnał mariacki może naprawdę obrzydnąć (tak mi się wydaje). W międzyczasie tzw. schną mi włosy, pachnące odżywką do częstego stosowania (do kupienia tylko w dobrych drogeriach :P). No i muszę coś z nimi zrobić - wiem, mogę się narazić na gniew nie tylko Boży, ale szlag mnie już trafia i chociaż trochę muszę je podkosić. Dalej skrycie i cicho marzę o jeżu, ale wiem, że wyglądałabym conajmniej dziwnie ('Przepraszam chłopcze, którędy na Chłodną?'), także ten akurat zamysł MUSI pozostać tylko i wyłącznie w sferze marzeń. Ech. CiENszkie RZycie.
Wiem, jestem nudna, ale zimno mi. Dostaję sygnały, że dzisiejsze spotkanie się chyba, niestety, nie uda. Szkoda. Czekam, czekam, nabieram wprawy w czekaniu, ale w czekaniu takim niecierpliwym, bo ja zawsze niecierpliwie czekam. Nie umiem cierpliwie, a cenię sobie tę umiejętność. Czekać cierpliwie, to czekać spokojnie, statecznie, z pewną dozą patetyzmu, a jednocześnie sceptyzmu. Pięknym jest umieć tak czekać, chciałabym; ale jestem na to zbyt roztrzepana :P
Odżywiam się zdrowo, pożywienie bogate w mikro- i makroelementy, błonnik, potas, żelazo. Przeciągów nie uniknę, ale noszę ciepłe skarpety, szalik i rękawiczki. Rozwijam się twórczo, śpiewam, nagrywam płyty i mam miliony fanów :D

niedziela, 1 lutego 2009

Śmiało mogę powiedzieć, że mieszkam tam, gdzie raki zimują (jeśli są one przystosowane do takiego klimatu i jeśli to lubią :P). Mo pożyczyła ode mnie rękawiczek i nie raczyła mi oddać, a odsetki rosną! A ja cierpię, mrożę się (Mrożka sobie odgrzewam ostatnio) i serce mi lodowacieje (kto to widział takie temperatury!!!). No bywa, niestety, takie RZycie.
Dzięki Bogu, zdrętwiałe palce nie przeszkadzają mi w pisaniu: w miarę wystukiwania każdego znaczka rozgrzewają jak herbatka z malinami :D O, zostawiam Was na poczet gorrrrącej herbatki z malinkami, mmm! Baju.
Pierwszy dzień od początku ferii, gdy mogę powiedzieć, że nawet się wyspałam :D Dzisiaj tak naprawdę sobie zdałam sprawę, że maturka za miesięcy w liczbie sztuk trzy, no i przydałoby się zrobić coś więcej niż dotychczas. Później może uda mi się jeszcze coś naskrobać.