piątek, 30 stycznia 2009

nadziewam myśli na widelec

I wskrzeszam, rozpoczynam znów, zaczynam... Nie mogę po prostu egzystować bez pisaniny, w moim przypadku bardziej paplaniny drukowanej (niestety). No i znów nadziewam myśli na widelec, starannie je sortuję, oglądam dokładnie, sprawdzam zapach, drażnię delikatnie kubki smakowe... tak, ta myśl jest jak najbardziej przetwórcza i spożywcza. Mogę ją kontynuować, lekko się w niej zatracić, by najpierw powierzchownie, trochę tak znienacka liznąć, potem gwałtownie, bez pardonu rozbić ją na części pierwsze, pierwiastki, atomy, cząstki molekularne i inne tego typu chemiczydła; a gdy jest już 'skontynuowana' mogę spokojnie opublikować posta, przedtem sprawdzić jeszcze, czy mi chochlik w tekście nie namącił, ewentualnie wrzucić coś jeszcze świeższego, jeszcze ociekającego lepkim olśnieniem.
Mówię po prostu: "Witam!" :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz