Czuję się czasem jak kretynka. Doradzam w najlepsze i pocieszam pary, a sama nie potrafię nikogo sobie znaleźć. Będę starą frustratką, która będzie wydawać pieniądze na karmę dla 15 kotów, herbatę i biszkopciki (jak w Monty Pythonie). Chodzi mi po głowie od jakiegoś czasu Seweryn Krajewski "Wielka Miłość". Fajna by taka była... Nie, 'fajna' to takie puste słowo. Może budująca? Energizująca? Nie wiem.
Mój Jeden Jedyny daleko. Zresztą, chyba nie ma szans na cokolwiek, nawet gdybyśmy się spotkali na studiach albo tak gdzieś. Cholerna idealistka. Muszę sobie znaleźć nowego Prince Charming. :P
Co jakiś czas w telewizji publicznej puszczają jakieś głupawe thrillery psychologiczne. W typowo amerykańskim domu typowo amerykańska niepełna rodzina (typowo amerykański ojciec z typowo amerykańską dwójką dzieci) wiedzie sobie typowo amerykański żywot, zapraszając do domu typowo amerykańskie frustratki z typowo amerykańskimi zaburzeniami typowo amerykańskiej osobowości... DOŚĆ! Po typowo amerykańsku: "Stop this nonsens, Henry!".
Smutno mi dziś...
wtorek, 3 lutego 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz