Mija kolejny tydzień, w którym próbuję, już prawie skutecznie, przyzwyczaić się do nieobecności. Mam teraz kłopoty natury materialnej, ale jak zwykle wybrnę, bo muszę ;) Dam radę. Jakoś.
Wczoraj wyszłam przewietrzyć mózgownicę. Szum wody jak zwykle pomógł oczyścić mi myśli i skierować je na, no, może nie nowe, ale takie 'odświeżone tory'. No i miałam łazić sama, ale wracając do domu spotkałam M. Może i lepiej, powspominałam sobie pewne miejsca i osobę, już bez bólu i łez. Już tak prawie obiektywnie... :) To chyba raczej dobrze o mnie świadczy, że potrafię mu wybaczyć, prawda??? Złość czasem wraca, przybiera na sile, ale mu wybaczam. Biblijne 77 razy. Tylko chciałabym jeszcze jedno, jedną, ale kolejną niespełnioną prośbę - chciałabym o tym wszystkim porozmawiać. Z nim.
No ale chyba nic z tego. Przynajmniej na razie. Przynajmniej nie jestem, ale tylko bywam, na niego zła.
Ufam. Przyszłości trochę się boję.
Pozdrowienia dla M. mieszkającego w Ł. :)
środa, 29 lipca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz